Ten post muszę niestety rozpocząć od poważnych tłumaczeń... bo to w końcu już 26 styczeń (czyli jak dobrze liczę tydzień 4 roku 2012) a to dopiero trzeci post! Ale nie martwcie się , nie poddałem się, nie przestałem szukać smaków, po prostu zostałem brutalnie i wbrew własnej woli ;-) wysłany w podróż służbową do Indii. Tak wiem 99% ludzi byłaby zachwycona, ale co innego być turystą a co innego pracować po 10 godzin dziennie w gorącu i z nieprzyswajającymi wiedzę hindusami. Ale nie mam zamiaru narzekać, co widziałem to moje i co spróbowałem także. Najważniejsze jednak że w zeszłym tygodniu (czyli w 3 tygodniu) udało mi się zmówić do kolacji piwo. Normalnie nie jest to wielkie osiągnięcie, ale z racji że alkohol w Indiach jest traktowany trochę inaczej niż w Europie, byłem z siebie niezmiernie dumny (choć piwo po przeliczeniu kosztowało prawie 3 dolary a to tylko 0.33l !).
Piwo jakim się zająłem to Kingfisher, które notabene dostępne jest także w polskich sklepach - niemniej jednak nie maiłem okazji go spróbować, co więcej nie jestem pewien czy w Polsce dostępny jest lager czy może inny gatunek. Ale do rzeczy. Butelka standardowa, zielona. Etykieta wita nas przyjemnie trzepoczącym skrzydełkami kolibrem (albo innym ptakiem - poprawcie mnie jeśli się mylę).
Oczywiście napitek został mi podany z należytą starannością, schłodzone i w odpowiednim (jak na warunki) pokalu. Od razu mówię że moje oczekiwania były bardzo niskie. United Breweries Limited jest największym, możliwe że jedynym browarem w Indiach, to oni kreują smaki, więc mogą sobie pozwolić na pewne wariacje. Tu jednak miłe zaskoczenie. Smak piwa jak najbardziej prawidłowy, przyjemny, lekki, co prawda nie znalazłem w nim tyle goryczy co w lagerach angielskich, ani tyle głębi co w dobrym pilsie, nie mnie jednak wszystko tworzyło jedną całość.
Piwo nagazowane odpowiednio, piana niestety uciekła w oku mgnienia. Nie wiem co ma większy wpływ na moją ogólna ocenę: smak, czy fakt że byłem ogromnie spragniony a piwo po kilku dniach posuchy było jak lek na wszystkie moje bolączki, nie mniej jednak oceniam to piwo zaskakująco wysoko. Mam nadzieję, że kiedy je spróbujecie nie wyzwiecie mnie od najgorszych, czy nie skrytykujecie mojego smaku jako kompletnie nieudolny. Jedno co mogę obiecać to jeżeli tylko wybiorę się jeszcze kiedykolwiek do Indii (a niestety wiele na to wskazuje), na pewno sprawdzę czy moja ocena jest poprawna.
Moja subiektywna ocena: 4/5
Piwo jakim się zająłem to Kingfisher, które notabene dostępne jest także w polskich sklepach - niemniej jednak nie maiłem okazji go spróbować, co więcej nie jestem pewien czy w Polsce dostępny jest lager czy może inny gatunek. Ale do rzeczy. Butelka standardowa, zielona. Etykieta wita nas przyjemnie trzepoczącym skrzydełkami kolibrem (albo innym ptakiem - poprawcie mnie jeśli się mylę).
Oczywiście napitek został mi podany z należytą starannością, schłodzone i w odpowiednim (jak na warunki) pokalu. Od razu mówię że moje oczekiwania były bardzo niskie. United Breweries Limited jest największym, możliwe że jedynym browarem w Indiach, to oni kreują smaki, więc mogą sobie pozwolić na pewne wariacje. Tu jednak miłe zaskoczenie. Smak piwa jak najbardziej prawidłowy, przyjemny, lekki, co prawda nie znalazłem w nim tyle goryczy co w lagerach angielskich, ani tyle głębi co w dobrym pilsie, nie mnie jednak wszystko tworzyło jedną całość.
Piwo nagazowane odpowiednio, piana niestety uciekła w oku mgnienia. Nie wiem co ma większy wpływ na moją ogólna ocenę: smak, czy fakt że byłem ogromnie spragniony a piwo po kilku dniach posuchy było jak lek na wszystkie moje bolączki, nie mniej jednak oceniam to piwo zaskakująco wysoko. Mam nadzieję, że kiedy je spróbujecie nie wyzwiecie mnie od najgorszych, czy nie skrytykujecie mojego smaku jako kompletnie nieudolny. Jedno co mogę obiecać to jeżeli tylko wybiorę się jeszcze kiedykolwiek do Indii (a niestety wiele na to wskazuje), na pewno sprawdzę czy moja ocena jest poprawna.
Moja subiektywna ocena: 4/5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz