16 sierpnia 2012

Litewskie smaki (Vilkmerges, Gyvas, Vilniaus Alus)

Nie wiem co to się stało ale ostatnie cztery tygodnie minęły jak z bicza strzelił, do tego stopnia że nawet na posty nie było czasu. Nie wiem, może to szok pourlopowy... a może wszystko przez "niezapomniane" występy naszych sportowców na olimpiadzie. Dodatkowo wczorajsza porażka Biało-Czerwonych w meczu z Estonią... no z kim jak z kim ale z Estonią. Całe szczęście w przysłowiowym międzyczasie odwiedzili mnie dobrzy znajomi z bardzo przyjemnym prezentem. Podczas swoich wojaży na Litwie zakupili mi spory zapas złotego trunku do degustowania. Jestem im za to oczywiście niezmiernie wdzięczny i niezależnie od sytuacji sportowej czy politycznej chętnie racze się tym co dostałem!

Ze względu na fakt iż cztery tygodnie to cztery piwa postaram sie nie zanudzać i szybciutko opisać najważniejsze fakty.

Vilanius Alus

Piwo jasne niefiltrowane. Widać, że nie tylko polskie browary robią doświadczenia z rożnymi wariantami piw, takimi jak niepasteryzowane czy niefiltrowane. Piwo z Wilna jest jednym z takich doświadczeń w wykonaniu Litwinów. I trzeba przyznać że udanym. Piwo jasne, choć kolor dość ciemny, jak świeżo przetarty sok z jabłek. Dodatkowa mętność nadaje mu charakteru. W smaku bardzo bogaty, czuć goryczkę ale i lekki posmak owocowy. Niestety nagazowanie pozostawia trochę do życzenia, brakuje trochę bąbelków które pogłaskały by moje podniebienie...

Gyvas jasny

Piwo niepasteryzowane, klasyczny lager. W smaku goryczkowy, w posmaku trochę kwaskowy. Nagazowany odpowiednio, ogólnie piwo poprawne, choć dużo lepiej smakował jego kuzyn:

Gyvas ciemny

Piwo ciemne, choć odbiega od naszych ciemnych piw, w smaku bardziej przypomina piwa klasztorne, bardzo bogaty i przyjemny smak rekompensuje dość szybko znikającą pianę. Zdecydowanie najlepsze z całej czwórki.

Vilkmerges

Piwo jasne, przyjemnie goryczkowe, odpowiednio nagazowane, a po schłodzeniu w ciepły dzień wchodzi "jak masełko".

Podsumowując powiedziec muszę że jestem bardzo zaskoczony jakością i różnorodnością piw litewskich. Wszystkie mają swój charakter i bogaty smak, nie twierdzę że muszą każdemu smakować, ale jeżeli tylko wybieracie się w te okolice koniecznie odwiedźcie jakiś dobry sklep spożywczy po zapasy.

Moja subiektywna ocena:
Vilanius Alus 4/5
Gyvas jasny 3.5/5
Gyvas ciemny 4.5/5
Vilkmerges 4/5

25 lipca 2012

Nadrabianie zaległości (Staropramen Cerny, Obolon, Somersby)

Czas najwyższy nadszedł abym nadrobił zaległości... No jak by na to nie patrzeć nie było mnie tu już trzy tygodnie! Ale jestem w pełni usprawiedliwiony - miałem urlop :). Niestety wszystko co dobre musi się skończyć, choć może to i dobrze, przynajmniej moja wątroba trochę odpocznie...
Tak czy inaczej spędziłem bardzo miły czas, wszystkim polecam odwiedzeni Torunia - piękne miasto (no a przynajmniej Stare Miasto), poza tym był  czas aby jeszcze wyskoczyć do naszych południowych sąsiadów Czechów i wybawić się na hucznym weselu. Oczywiście nie zapomniałem o ważnym zadaniu, co tydzień brałem coś na "warsztat", ale po kolei.

Obolon Aksamitne
Obolon to Ukraiński browar, którego produkty już miałem okazje spróbować. Trzeba przyznac że Ukraińscy piwowarzy są dość płodni i na liście swoich piw mają wiele pozycji, między innymi piwo "Aksamitne"
Przyznam że ciężko zakwalifikować to piwo do jakiegokolwiek gatunku, choć biorąc pod uwagę zawartość karmelu myślę że jest to po prostu piwo smakowe. Kolor ciemny, trochę przypomina bocka, ale nie ma tego czerwonego odcieniu. Piana przyjemna choć szybko znika, ale najważniejszy pozostaje smak i tu miłe zaskoczenie. Smak bogaty, posmak kawowo-karmelkowy, dobrze schłodzone nie tworzy efektu ociężałości i zapchania. Szczerze polecam każdemu jako miłą odmianę.

A teraz inne ciemne piwo
Staropramen Cerny
Tym razem postanowiłem zaryzykować pijąc ciemne piwo czeskie. Z doświadczenia wiem że nie są to piwa genialne (z reguły ma aa jakoś mniej goryczy która według mnie do ciemnego piwa pasuje a w czeskich piwach jest wręcz obowiązkowa).
I niestety i tym razem się zawiodłem. Staropramen klasyczny jest jednym z lepszych czeskich piw jakie piłem, wersja ciemna niestety nie trafiła mi do gustu w ogóle. Piwo jakby osłodzone karmelem i rozcieńczone wodą. Oczywiście moje zdanie nie musi być wyznacznikiem - moja narzeczona z chęcią wypiła zawartość butelki i poprosiła o jeszcze... no cóż, każdy ma swój gust, mój niestety tej wersji Staropramena nie polubił.

I na koniec wynalazek
Somersby
Ostatnio mocno reklamowane piwo, jest to tak na prawdę połączenie napoju jabłkowego z piwem. przyznam że długo zastanawiałem się czy w ogóle umieszczać tu ten "napój piwny" ale stwierdziłem że jako nowość na pewno znajdzie się parę osób szukających informacji o nim. Dodatkowo po spróbowaniu Warki Radler (a fu!), stwierdziłem że już niewiele mnie zaskoczy.
Kolorem piwo nie odbiega od większości lagerów, z drugiej strony nie odbiega również od większości filtrowanych soków jabłkowych... O pianie nie ma co mówić bo praktycznie nie istnieje, smak... no cóż, jak by nie było smakuje jak napój jabłkowy. Gdzieś tam w tle przebija się posmak piwa, ale niewiele tego. Ogólnie jest to dość przyjemny napój, ale na pewno nie piwo. Dodatkowo zastanawia mnie alkohol, jest go aż 4,5%, jeżeli piwa w tym trunku jest 40%, to albo użyli piwa które pierwotnie miało 10% albo ktoś tu czegoś dolał.

Moja subiektywna ocena:
Obolon: 4/5
Staropramen Cerny: 3/5 
Somersby: 2/5 (choć w rankingu napojów dostałby spokojnie 4/5)

2 lipca 2012

Tyskie Klasyczne (Kompania Piwowarska)

Euro, Euro... i po Euro. Szybko przyszło, ale i szybko się skończyło, może i dobrze bo moje nerwy mogłyby tego nie wytrzymać, a tak mamy nowego starego mistrza, przy okazji po raz pierwszy w Warszawie polegli zarówno Niemcy jak i Rosjanie a na dodatek cała Europa chwali Polskę za dobrą organizację (nawet autostrady im pasowały!). Osobiście bardzo się cieszę, że ta impreza tak dobrze poszła, może Polska nie zarobiła na tym wielkich pieniędzy, ale na pewno zyskała na wizerunku jako państwo otwarte, tolerancyjne i warte inwestycji, a w dobie kryzysu jest myślę najważniejsze...
Ale się rozpisałem o rzeczach mniej ważnych! Najważniejsze że nasi sąsiedzi bliżsi i dalsi mieli okazję skosztować naszego piwa - a tego myślę przelało się niespotykanie dużo podczas ostatnich trzech tygodni. Wielce prawdopodobne, że jedną z kosztowanych pozycji było nowe piwo z Kompani piwowarskie: Tyskie Klasyczne.
Wiem doskonale co sobie teraz myślą skrajni piwosze, którzy uznają tylko i wyłącznie piwa z małych browarów. Oczywiście poniekąd się z Wami zgadzam, ja jednak nie mam zamiaru być tak ortodoksyjny, osobiście lubię również niektóre piwa "wielkobrowarowe" i przyznaje się do tego bez oporów. Oczywiście takie piwo "na co dzień" nigdy nie dorówna dobremu piwo klasztornemu czy ale'owi, ale z drugiej strony czy o to chodzi?
Wracając do piwa, Tyskie Klasztorne to propozycja dla tych którzy szukają bardziej aromatycznego piwa. Ta odmiana tyskiego ma tylko 4,8% alkoholu i aż 11% ekstraktu. Dla mnie proporcja bardzo dobra. I rzeczywiście piwo bardzo przyjemne w smaku, goryczkowe i mocno chmielowe. Piana jak można się domyśleć znika bardzo szybko, ale poza tym niewiele złego można powiedzieć. Cieszy mnie to niezmierni i szczerze polecam spróbować każdemu, zawsze to ciekawa odmiana i dowód że duże browary też coś czasem mogą zaoferować.

Moja subiektywna ocena: 4/5

28 czerwca 2012

Zwick'l (browar Bayreuther Bierrauereit)

Mecz Niemcy-Włochy, aż chciało by się napisać Niemcy-Polska... ale nic taki półfinał miejmy nadzieję również będzie emocjonujący (i trochę mniej usypiający niż poprzedni Hiszpania-Portugalia). Tak czy inaczej przy tej okazji warto opisać piwko którym raczyłem się niedawno, a mianowicie Zwick'l. Twór niemieckich piwowarów. Z reguły nie sięgam po niemieckie piwa ciemne bo osobiście uważam że Niemcy potrafią robić dużo lepsze piwa jasne i niech tak zostanie... Tym razem jednak zaryzykowałem.
Piwo oferowane jest w tradycyjnej butelce z zamknięciem na porcelanowy korek. Może to właśnie skusiło mnie do zakupu, to i charakterystyczna czarna etykieta, która sugeruje że piwo będzie ciemne, i rzeczywiście...
Piwo ma ciemną barwę, przy tym jest dość mętne, pina tworzy gęstą koronę, która niesety dośc szybko znika. Smak bardzo bogaty, czuć kawę i czekoladę a przy tym chmiel. no trzeba przyznać że jak na niemieckie ciemne piwo jest bardzo dobrze. Podejżewam że jeszcze do tej pozycji wrócę... ale teraz wracam do meczu, viva Italia!

Moja subiektywna ocena: 4/5

18 czerwca 2012

Perła Chmielowa (Perła Browary Lubelskie)

Wszystkich Polaków, niezależnie od wieku, płci czy orientacji seksualnej trzy dni temu ogarnął smutek, dzień ogłoszony narodowym dniem zdejmowania flag z samochodów, dzień, w którym nasi południowi sąsiedzi zrobili biało-czerwonym to co Marcellus Wallace chciał zrobić Zedowi w Pulp Fiction. Całe szczęście wiara w narodzie wraca niezmiernie szybko i już teraz wiemy (a przynajmniej w to wierzymy), że już za dwa lata Polska będzie Mistrzem Świata! Przy okazji pozdrowienia dla całej naszej drużyny, nie spodziewam się aby któryś z Was to czytał, ale i tak głowa do góry i dziękujemy za piękne mecze i kolejną dawkę emocji doprowadzających do stanu przedzawałowego.
Całe szczęście po tak dużych emocjach można uspokoić się przy użyciu chmielowego trunku. Przyznam się, że nie mam pewności czy dzisiaj opisywanego piwa już nie próbowałem, ale nawet jeżeli tak się stało, to zdecydowanie to piwo zasługuje na wzmiankę.
W zasadzie nie mam pewności co sprawiło że po piwo sięgnąłem: późna godzina, niechęć do czeskiego piwa spowodowana wyżej wymienionymi przyczynami, czy może namowy bardzo miłego barmana o polsko brzmiącym imieniu Ahmed... Tak czy inaczej zaryzykowałem i zostałem miło zaskoczony. Piwo sprzedawane jest w charakterystycznej zielonej butelce z krótka szyjką. Etykieta pozbawiona zbędnych ozdobników informuje nas z jakim piwem mamy do czynienia. Niestety ze względu na warunki (i pewnie kilka poprzednich piwek) Perłą raczyłem się bezpośrednio z butelki a nie z kufla więc na temat piany nie wypowiadam się (ale nie martwcie się, niedługo to sprawdzę). Smak piwa jak obiecuje etykieta bardzo chmielowy, goryczkowy. Piwo przyjemnie nagazowane. W zasadzie gdyby nie trochę za wysoka zawartość alkoholu (6,0%) można by przy tym piwie spędzać wiele sobotnich wieczorów.
Myśle ze Perła już zawsze będzie mi się kojarzyć z naszą drużyną, ale nie z porażką, a z nadzieją na przyszłe zwycięstwa, i za to:

Moja subiektywna ocena: 4/5

14 czerwca 2012

Namysłów Niepasteryzowane (browar Namysłów)

To Euro mnie wykończy... Chyba zbyt emocjonalnie podchodzę do meczy, całe szczęście jest opcja w chmielowym środku uspokajającym. A właśnie, a propos, obiecałem w poprzednim poście opis piwka którym się raczyłem podczas pobytu we Wrocławiu, dzięki dobrej koleżance/przyjaciółce Oli, którą z resztą z tego miejsca jak najserdeczniej pozdrawiam. Swoją drogą każdemu polecam wizytę we Wrocławiu. Piękne miasto, które oferuje zaskakująco bogata ofertę kulturalno-rozrywkową (polecam zwiedzać z osoba która już poznała Wrocław, bo smaczków należy szukac gdzieś w bocznych uliczkach i małych pubach). No a o krasnalach to by można książkę napisać :)
Ale nie o krasnalach czy zwiedzaniu przyjdzie mi pisać. W jednym z zaułków przy Wrocławskim rynku znaleźliśmy lokal o nazwie "Łubu-dubu". Lokal stylizowany na lata PRLu. Wdzięcznie na barze lśni hasło "Wódka dzieli się na dwa rodzaje: dobra i bardzo dobra". Klimat jest. Tyle tylko że o 14.00 nie za bardzo wypada wódkę pić, w związku z czym padło na piwo z lokalnego browaru Namysłów.
Etykieta wita nas nazwą piwa "Namysłów Niepasteryzowane", co więcej w dolnym rogu mamy informacją o gwarancji świeżości - co to? A mianowicie - przynajmniej jak twierdzi producent" piwo to dojrzewa w otwartych kadziach zgodnie z tradycyjnymi metodami i nie jest pasteryzowane - ma tylko 28 dni ważności. Prawda jest taka, że wśród coraz większej ilości piw niepasteryzowanych czy nieutrwalonych należy się jakoś wybić - a i tak dla mnie nie hasła a smak jest najważniejszy. I tu muszę przyznać, że się browarnicy postarali. Piwo goryczkowe, pełne w smaku, tak jak lubię. Nagazowanie i piana również na dobrym poziomie. Ogólnie szczerze polecam i wracam do oglądania meczy...

Za piękny Wrocław i dobry smak:
Moja subiektywna ocena: 4,5/5

10 czerwca 2012

Hen's Tooth (browar Greene King)

Mistrzostwa Euro, długi weekend i jeszcze kilka zupełnie niespodziewanych wydarzeń spowodowało niewielkie opóźnienie w opisywaniu piw na blogu... Oczywiście ja jestem absolutnie niewinny i czym prędzej postaram się te braki nadrobić (oczywiście w opisywaniu bo w kosztowaniu piw braków jakoś nie mam). Ten tydzień zamkniemy pod znakiem mocnego ale. W następny poście postaram się opisać piwko które miałem okazje skosztować dzięki najfantastyczniejszej (trochę wazeliny nie zaszkodzi) koleżance Oli z Wrocławia, która prosiła o szczególne potraktowanie i pozdrowienie na blogu. Oczywiście zastosuje się do tych wymogów... w następnym poście :). Wracamy do piwa.
Hen's Tooth to dość nietypowy ale, mianowicie dojrzewa on w butelce, przez co rzekomo nabiera niespotykanego smaku. Co ciekawe butelka jest przezroczysta. Jakoś to mnie nie przekonuje - przezroczysta butelka nie zatrzyma promieni UV, a co za tym idzie mogą wytwarzać się siarczany, a tu dodatkowo iwo ma sobie spokojnie dojrzewać w butelce... nie rozumiem, ale liczę że browarnicy są w tym aspekcie lepsi ode mnie i wiedzą co robią.
Piwo ma kolor mocnej herbaty, piana dość gęsta i równie ciemna niestety szybko zniknęła.W związku z faktem iż piwo dojrzewa w butelce na dnie znaleźć można osad z drożdży - pytanie czy powinien on się znaleźć również w butelce? Niestety nie znalazłem na nie odpowiedzi, ale po pierwszym skosztowaniu zaryzykuje stwierdzenie że nie powinien... Piwo niezwykle intensywne w smaku. Według opisu na butelce powinny być wyczuwalne nuty owocowe, a końcówka powinna być delikatna. Ja odbieram to piwo z kolei zupełnie inaczej, bukiet dużo bardziej przynosi na myśl dobrą whisky, z dębowym smaczkiem, a końcówka jest wyraźnie goryczkowata. Ogólnie bardzo dużo się dzieje i chyba nie za bardzo to mi się podoba. Szczeże polecam każdemu spróbować tego ale'a, sam myślę że kiedyś z ciekawości jeszcze do niego wrócę, natomiast na ten moment:

Moja subiektywna ocena: 3,5/5

29 maja 2012

Zwettler (browar Privatbrauerei Zwettl Karl Schwarz GmbH) i Devil's Kiss (browar nieznany...)

Kolejny raz mam niewielkie opóźnienie w pisaniu postów - powód jak zwykle ten sam: praca. Tym razem trafiłem do Austrii i Włoch. Całe szczęście znalazłem moment aby skosztować lokalnego piwa. Co prawda w przypadku Włoch lokalnym piwem okazał się Ale produkowany gdzieś w Szkocji... Jk by nie było to też lokalne piwo, po prostu nie z tego okręgu ;). Tak czy inaczej moje kubeczki smakowe nie zostały pozostawione same sobie i do niezłej kolacji skosztowałem niezłych piw.

Zacznijmy od Zwettlera. Piwo typu pils o słomkowym kolorze i dość gęstej pianie.
 Ze względu na geograficzne i historyczne koneksje od początku założyłem że uraczy mnie duża gorycz piwa, a tu niespodzianka. Piwo owszem goryczkowe, może nawet bardziej niż niektóre polskie piwa, ale jak na niemieckie czy czeskie standardy to nadal niewiele. Przyznam, że na początku nie podpasowało mi to, jednak po kilku łykach i przy okazji kilku kęsach gulaszu z dziczyzny piwo zaczęło smakować. Spokojnie mogę polecić to piwo jako lekki napitek, szczególnie po kilkugodzinnej podróży przez kiepskie Czeskie autostrady.

Kolejne piwo niestety okazuje się dużo trudniejsze do opisania niż myślałem... może to sprawka diabła...
Szkocji mocny Ale, według informacji jakie znalazłem w internecie ma 7.0% alkoholu. Niestey nie mogę stwierdzić czy jest to na pewno taka liczba gdyż nie zdołałem znaleźć strony internetowej browaru, ale na pewno mogę stwierdzić że było mocniejsze niż większość piw (ale do hotelu jakoś wróciłem ;)). Każdy kto był w Anglii i próbował ale'i z nalewaka wie, że jest spora różnica między butelka a nalewakiem. W tym przypadku niestety piwo było w butelce co natychmiast pogorszyło moje o nim odczucia. W smaku niezłe, choć mało wyraziste... a może moje kubeczki smakowe nie działały w ten dzień poprawnie. Sam nie wiem. Myślę, że jak tylko nadarzy się okazja spróbuję tego piwa jeszcze raz, aby zrewidować moja ocenę. Tymczasem:

Moja subiektywna ocena: 3.5/5 dla obu piw.

13 maja 2012

Kloster Scheyern (browar Kloster)

No to się porobiło... Znowu weekend przeleciał nie wiadomo kiedy, a jutro poniedziałek. Na pewno nie jest to mój ulubiony dzień tygodnia (chociaż jest w pierwszej dziesiątce... gdzieś na dziewiątym miejscu ;)). Całe szczęście można jeszcze się podelektować smacznym piwem. Dzisiaj niemieckie piwo Kloster Scheyern z browaru Kloster.Piwo kupione w jednym z niemieckich supermarketów, schowane gdzieś w koncie.

Butelka nie bardzo zachęcająca, jak na dzisiejsze standardy taka prosta butelka to rzadkość. Myślę że to właśnie mnie skusiło. Etykieta stylowana na zamierzchłe czasy, czcionka żywcem wyjęta z kroniki Galla Anonima. Bardzo ciekawa stylistyka a przy okazji bardzo delikatna.

Piwo po nalaniu tworzy piękną dość gęsta pianę, która niestety szybciutko ucieka. Zapach przynosi na myśl piwa trapistów co napawa dużą nadzieją. Niestety pierwszy łyk jest rozczarowaniem. Wyczuwalny smak kawy i karmelu bardzo szybko ucieka, końcówka mało wyraźna pozostawia po sobie niedosyt. Smak idealnie wpisuje się w styl etykiety - delikatny. Myślę że twórcy chcieli uzyskać dokładnie ten efekt - udał im się i za to brawa, ale niestety mnie to nie przekonuje.

Moja subiektywna ocena: 3,5/5

10 maja 2012

Paulaner Weissbier Kristallklar (browar Paulaner)

No i stało się, licznik odwiedzeń strony przekroczył 1000! Przyznam, że sprawę trochę przegapiłem bo już jest ponad 1100... No ale dzisiaj świętujemy 1000. Mam nadzieję, że to nie tylko przypadkowe odwiedziny... Czekam na jakiekolwiek (oby pozytywne) komentarze. No ale dosyć o mnie, przejdźmy do piwa. Paulaner to marka, która już gościła na tym blogu, co więcej również jako piwo pszeniczne, tyle że ciemne. Tym razem mamy do czynienia z wersją kristallklar - czyli klarowaną.
 Butelka w zasadzie bliźniaczo podobna do wszystkich odmian Paulanera więc szybciutko przechodzimy do zawartości. Piwo w rzeczy samej jest klarowne, ma słomkowy kolor, choć nie za jasny. Piana wysoka, dość gruba, całe szczęście mała warstewka utrzymuje się przez długi czas. W zasadzie na pierwszy rzut oka piwo dużo bardziej przypomina lagera. Dopiero zapach zdradza że coś tu jest nie tak. Pierwszy łyk potwierdza że jest to piwo pszeniczne, w smaku delikatne, jak dla mnie nie bardzo wyraziste. Nie wiem czy klarowanie piwa mu służy (swoją drogą nie wiem jak ten proces przebiega - trzeba się dokształcić), osobiście przy piwie pszenicznym czekam na konkrety, wiem że nie zaznam w tym przypadku goryczki więc liczę chociaż na owocowy smak. W tym wypadku był dość mizerny. Nie twierdze że to piwo nie może smakować, o nie, wręcz przeciwnie, co zresztą udowodniła mi moja narzeczona, która pozbawiła mnie większej części zawartości kufla...

Za to że pierwszy raz smakowałem klarowanego pszenicznego i za to, że tak smakuje mojej drugiej połowie:
Moja subiektywna ocena: 4/5

2 maja 2012

Diebels ciemne (browar Brauerei Diebels)

Długi czas już mnie tu nie było, wiem... Ale o postanowieniu nie zapominam! Równo tydzień temu odwiedziłem naszych zachodnich sąsiadów, a ze ich browarnictwo stanowi ciekawy przykład indywidualizmu wśród browarników, nie omieszkałem czegoś spróbować. Od razu ostrzegam że posta piszę wprost z baru używając mojego telefonu więc rozpisywać się nie będę. Dzisiaj opisuje piwo Diebels. Przykład niemieckiego ciemnego piwa.

Oczywiście jak na Niemcy przystało piwo podane w oryginalnej szklance z piękną koroną. Niestety korona odparowała dość szybko, jednak niewielka warstewka piany pozostała do końca. Pierwszy łyk ujawnia dwojaką naturę piwa. Na początku słodkawe, karmelowe, na końcu goryczkowe, jak przystało na klasyczne niemieckie piwo. Bąbelki przyjemnie rozprowadzają cały smak po języku. Ogólnie piwo smaczne, ale niczym mnie nie zaskoczyło. Polecam do wypróbowania, na pewno wiele osób uzna to piwo za znakomite, mi jednak ta początkowa słodycz aż tak nie odpowiada... Może kiedyś.
Moja subiektywna ocena: 4/5 (chyba muszę obniżyć moje oceny, bo jakiś za dużo piw dostaje 4...)

21 kwietnia 2012

Tripel Karmeliet (browar Brouwerji Bostreels)

Belgia, niewielki kraj w środkowej Europie, bez szokująco ciekawej historii czy pięknych zabytków, ba, nawet linia brzegowa nie przekracza 100 km. Dla wielu nic ciekawego. A jednak Belgowie mają jedną poważną przypadłość. Uwielbiają piwo. Oczywiście takich narodów jest mnóstwo w Europie - Czesi, Niemcy czy chociażby my, Polacy - a jednak Belgowie wyróżniają się z tego towarzystwa. Oni nie ograniczają się do jednego typu piwa, nie są jak czeskie pilsy czy brytyjskie ale. Mówi się że mają 360 gatunków piwa na każdy dzień roku, a pięć brakujących czeka na wymyślenie (swoja drogą to dopiero ciekawy temat na bloga!). Myślę że dla każdego birofila Belgia to obowiązkowy do odwiedzenia kraj, ja w każdym bądź razie mam plan aby kiedyś spędzić tam urlop degustując co rusz to nowe gatunki w nowych lokalach...
No ale nic, rozmarzyłem się trochę. A to wszystko za sprawą bardzo ciekawego Belgijskiego piwa Tripel Karmeliet.
Z nazwy już można wywnioskować, że to coś ciekawego. Tak więc mała analiza nazwy. Tripel to jak można si domyśleć trzy. Do czego się to odnosi? A no do składu, piwo wyprodukowane zostało z trzech słodów: z jęczmienia, pszenicy i owsa. To chyba pierwsze takie połączenie z jakim mam do czynienia co czyni degustacje jeszcze przyjemniejszą. Drugi człon nazwy pochodzi od nazwy opactwa Karmelitów, w którym to powstał przepis na to piwo w 1679 roku. Z taką historią nie ma co zadzierać - czas skosztować!
piwo ma kolor złoto-jabłkowy, co ważne jest lekko mętne (piwo dojrzewa w butelce). piana dość gęsta - co ważne utrzymuje się długo, prawie do końca. nagazowane dość mocno, bąbelki są grube, wyraźnie wyczuwalne na języku. Najciekawszy jednak jest zapach i smak. Pierwszy wdech i poczuć można zapach cytrusów, w smaku dodatkowo ujawniają się drożdże, chmiel a na końcu wyczuwalna goryczka. Przyznam, że w piwie tyle się dzieję że ciężko to opisać. Polecam spróbować osobiście - wtedy zrozumiecie... Aha, tylko uważajcie, piwo ma 8,4 vol (!)...

Za oryginalność i ten cytrusowy zapach:
Moja subiektywna ocena: 4/5

16 kwietnia 2012

La Trappe Dubbel (browar Bierbrouwerij de Koningshoeven)

Długo zastanawiałem się jak zacząć tego posta, bo w końcu co można napisać o tak znamienitym piwie jak La Trappe? Wszyscy wiedzą że jest wyśmienite i nie ma co z tym dyskutować... Ale czy na pewno wszyscy? Ja osobiście doznałem tego olśnienia niecały rok temu, więc może gdzieś tam znajduje się ktoś kto jeszcze tego piwa nie próbował - to post właśnie dla Ciebie :).
Każde kto uważne śledzi moje posty, albo chociaż przeczytał informacje o co w tym blogu chodzi, wie że z założenia próbuje raz w tygodniu nowego piwa. No tak, ale przecież La Trappe już piłem... Zgadza się, ale niezaznajomiony wówczas z całą gamą piw oferowanych przez browar Koningshoeven nie zadałem sobie trudu sprawdzenia, z którym z gatunków mam do czynienia. A zważywszy na fakt że byłem już po dwóch tequilach możemy absolutnie przyjąć że tego piwa jeszcze nie piłem. Tak więc dzięki uprzejmości mojego przyjaciela z okazji mych, już nie pamiętam których urodzin, mam okazje skosztować wersję dubble, czyli najsłabszą z odmiany ciemnej. Już teraz chcę obiecać, że wszystkie odmiany - przynajmniej te dostępne w naszych sklepach - pojawią się na tym blogu! Do dzieła.
Jak wiadomo La Trappe jest jednym z piw trapistów, tylko 6 zakonów ma pozwolenie na warzenie tego typu piw z czego 5 znajduje się w Belgii a jeden, ten dzisiaj omawiany, w Holandii. Trzeba przyznać że braciszkowie mieli świetny pomysł - wymyślić coś smacznego, nie zdradzać receptury i produkować na niewielka skalę - biznes na wieki. Całe szczęście duża część z dochodu pochodzącego ze sprzedaży tego typu piw jest przeznaczana na cele charytatywne - tym milej ten trunek się spożywa.
Oczywiście piwa tego typu należy spożywać z odpowiednich kielichów - niestety jeszcze się takiego nie dorobiłem, ale postaram się to nadrobić możliwie szybko. Piwo po nalaniu tworzy gęstą złocistą pianę. Co prawda nie utrzymuje się ona do samego końca, ale dla mnie to nie problem. Pierwszy łyk piwa jest zawsze najważniejszy i tu taj możemy spodziewać się wspaniałych doznań. to tak jakby mieć w ustach cały sad owocowy. Piwo jest bardzo wyraziste, czuć wspomniane już owoce, miód i karmel. wszystko z zaledwie czterech składników - mistrzostwo treści i umiejętności. Absolutnie i z całego serca polecam to piwo każdemu! Szkoda tylko że nie jest ciut tańsze... no ale za taką jakość trzeba swoje zapłacić :).

Za wspaniały smak i niepowtarzalny aromat.

Moja subiektywna ocena: 5/5

15 kwietnia 2012

Blonde (browar Haust)

Zielona Góra, piękne miasto położone gdzieś w zachodniej części kraju. Większości kojarzy się (z resztą całkiem słusznie) z polskim zagłębiem winiarskim. Już sama przechadzka po deptaku udowadnia, że wino jest tu bardzo ważne, wystarczy spojrzeć na muzeum wina czy też pocieszne figurki Bachusków pojawiające się w najprzeróżniejszych miejscach (jest ktoś kto odnalazł wszystkie?). Ba, wino ma tutaj nawet swoje święto, co roku w okolicy września przez tydzień miasto jest opanowane przez Bachusa i jego podwładnych winiarzy. Wydawać by się mogło że świat piwnych atrakcji został tu odsunięty na dalszy plan. A jednak. Wędrując po malowniczym deptaku i jego odnogach, gdzieś w okolicy Placu Pocztowego, możemy natknąć się na Mini Browar Haust. Od 2004 roku oferuje wszystkim smakoszom niezapomniane doznania. Poza klasycznymi piwami w ofercie możemy znaleźć piwa smakowe i piwa warzone okazjonalnie.
Moją uwagę przykuło piwo Blonde. Opisane jako "tradycyjne piwo klasztorne". Czyżby moje kubeczki smakowe miały okazje skosztować piwa klasztornego? Z chęcią! W chwilę po złożeniu zamówienia Pani kelnerka przyniosła kilka kufli piwa - w tym to dla mnie (pozdrowienia dla przemiłej Pani, która jakimś zrządzeniem losu nie zauważyła sześciu osób wchodzących do lokalu ;)).
Piwo jak przystało na wyrób lokalny jest oparte tylko o naturalne składniki bez zbędnych dodatków. W kuflu pręży się wdzięcznie mętny, ciemnozłoty napój. Piana niestety umknęła dość szybko, ale jest to wybaczalne. W tym przypadku ważniejszy jest smak i tu bardzo miłe zaskoczenie. Piwo słodkawe, owocowe, czuć chmiel. Nagazowanie delikatne, nie agresywne - idealne. Jednak najciekawsza jest ta nuta owoców, zawsze mnie to zaskakiwało jak przy użyciu wody, drożdży, chmielu i słodu można uzyskać taką niesamowitą, prawie nieskończoną ilość smaków! Jeżeli jest ktoś, kto twierdzi że "każde piwo jest takie samo" to proponuje poczęstować go tym lub podobnym produktem. Ja osobiście dzięki angielskim ale'om i kilku piwom klasztornym zacząłem rozumieć o co w tym tak naprawdę chodzi. Oczywiście Polska może się poszczycić bardzo dobrymi piwami typu pils, z których każde ma swój własny charakter, ale nie wolno nam zapominać o innych gatunkach piw. Jeżeli jeszcze nie próbowaliście angielskich ale, niemieckich hefeweizen czy belgijskich piw Trapistów to natychmiast przestańcie to czytać, załóżcie buty i pędem do najbliższego sklepu - na pewno coś ciekawego tam znajdziecie!

Za niesamowitą wolę tworzenia nowych smaków i bardzo dobrze uwarzone piwo klasztorne, dla samego piwa jak i dla całego browaru:

Moja subiektywna ocena: 4,5/5

4 kwietnia 2012

Efes (browar Anadolu Efes) i Tuborg Gold (browar Tuborg)

Dużo czasu minęło od mojej ostatniej bytności tutaj, ale nie  martwcie się, nie próżnowałem. Postanowiłem (tudzież mój pracodawca postanowił), że należy odwiedzić piękny kraj jakim jest Turcja. Na celownik obrałem Istambuł, i mimo iż nie miałem możliwości zobaczyć wiele więcej niż hotel i autostradę, z czystym sumieniem mogę polecić ten kraj jako cel wycieczki. Szczególnie polecić mogę bardzo dobre jedzenie i napitek zwany Raki (destylat winogronowy z aromatem anyżowym). Podobne to trochę do greckiego Ouzo, jednak mocniejszy i smaczniejszy. Pić mocno zmrożone z zimną wodą (po wymieszaniu robi się białe) i koniecznie w trakcie posiłku - a ten Turcy przeciągają jak długo się da, trzygodzinne kolacje to podstawa dobrego wieczoru i spotkania z przyjaciółmi lub rodziną.

Poza wspomnianymi dobrociami Turcy spożywają także od czasu do czasu piwo. Dwa bodaj najbardziej popularne gatunki (przynajmniej w rejonie Istambułu) to Tuborg i Efes. Obie te marki to produkt importowy, ale samo piwo warzone jest w Turcji, i co najważniejsze, z całkiem dobrym efektem.

Zacznę od Efesa.
Piwo jest typowym przedstawicielem gatunku pilsów. kolor słomkowy, przyjemnie nagazowane. W smaku przypomina bardziej niemieckie pilsnery. Ogólnie bardzo przyjemne piwo, które dobrze zmrożone zadowoli każdego piwosza. Niestety podobnie do innych alkoholi w Turcji, i to jest dość drogie, ta mała buteleczka ze zdjęcie kosztowała około 25 zł... Z drugiej strony nie zapominajmy że Turcja to państwo Islamskie więc fakt że można tam napić się piwa nie dostać automatycznie kary chłosty czy więzienia to i tak bardzo dużo ;).

Kolejne piwo to Tuborg Gold.
Jakiś czas temu opisywałem już piwo tej marki w wersji świątecznej, obiecywałem wtedy spróbować również innych wersji - obietnicy dotrzymuję! Co ważne nie jest to to samo piwo co uprzednio tylko z inną etykietą. Wersja Gold to bardzo znana marka, szczególnie we wschodniej Europie i Skandynawii. Piwo jest bardzo przyjemne, goryczkowe, dobrze nagazowane a piana utrzymuje się dość długo i jest gęsta jak należy. W wersji butelkowej piwo wyposażone jest w nietypowy (jak na piwo) kapsel z zawleczką - zasada jak w naszych polskich Tymbarkach! Ciekawy patent, szczególnie kiedy spaceruje się po plaży o 23.00 ;).

Podsumowując oba piwa muszę przyznać że zostałem bardzo miło zaskoczony. W kraju w którym jeszcze 100 lat temu spożycie alkoholu było ciężkim grzechem, dzisiaj można skosztować bardzo dobrego piwa, i mimo iż są to marki pochodzące spoza Turcji zostały one znakomicie wkomponowane w klimat i smak Turcji. Dodatkowo fakt iż warzone są na miejscu sprawa iż wielu Turków uważa to za swój produkt narodowy. Z czystym sumieniem mogę polecić te piwa każdemu, ale zalecam wypić je na tureckiej plaży schłodzone do granic możliwości przy okazji obserwując zachód słońca... Mniam...

Moja subiektywna ocena (obu piw): 4,5/5

25 marca 2012

Klasztorne piwo (Browar Jabłonowo)

Praca - dom - praca - dom... i tak w kółko. Niestety ostatnio brakuje czasu na spokojne raczenie się dobrym piwem . Całe szczęście zostaje jeszcze niedzielny wieczór (swoją drogą dość późny :)). Dzisiaj na stół trafia piwo "klasztorne" wyprodukowane przez browar Jabłonowo. Osobiście nie mam wielu dobrych wspomnień związanych z tym browarem (szczególnie z jednym z wynalazków a mianowicie "piwem bananowym"... byliśmy wtedy biednymi studentami i żal było wylać, więc jakoś dopiliśmy... ale ślad w psychice pozostał). Tym razem jednak butelka bardzo mnie zaintrygowała, a już najbardziej górna etykieta z prężącym się logiem "Manufaktura piwna".

Czyżby jakiś nowy pomysł o którym nie słyszałem. Ciekawe. Na butelce znajduje się link do strony www.manufakturapiwna.pl, zapewne tam dowiem się więcej, ale dzisiaj na takie badania już za późno - może ktoś mi to streści w komentarzu? Wracam do piwa. Pomijając wspomniany wcześniej napis na butelce znajduje sie jeszcze jedna informacje: "na wzór piwa trapistów" (dla tych którzy nie wiedzą co to już spieszę z wyjaśnieniami: piwo takie może być produkowane wyłącznie przez browary klasztorne zakonu Trapistów, ewentualny zysk przeznaczany jest na cele charytatywne, a receptura wyjątkowa najczęściej i utrzymywana w tajemnicy). To tak jakby napisać "samochód na wzór Ferrari"... Trzeba sprawdzić co to. Przyznam z żalem niezmiernym, że raz udało mi się skosztować prawdziwego piwa Trapistów - było to La Trappe i zmieniło moje pojmowanie dobrego smaku - kto nie próbował niech pędzi do sklepu nadrobić braki. Wyżej wymienione na tyle mnie zaintrygowało aby dobrać się do tej butelki.


Piwo ciemne, mętne, kolor przypomina zmętnionego ciemnego koźlaka. piana bardzo przyjemna, gęsta, niestety nie pozostaje na długo. Pierwszy łyk wyjawia prawdziwe wnętrze piwa. Smak bardzo bogaty, goryczkowy, trochę owocowy, przy okazji przypomina koźlaka. Generalnie bardzo dużo się dzieje i to dobrze. Piwo nagazowane bardzo przyjemnie, a jeżeli jest mocno schłodzone bąbelki i sam napój tworzy wręcz idealną parę.

Na podsumowanie muszę przyznać się do błędu. Już nigdy nie będę oceniał piwa po browarze, po prostu ludzie którzy robią takie doświadczenia mogą czasem się pomylić i stworzyć coś gorszego, jednak tym razem bardzo się Panowie postarali!

Moja subiektywna ocena: 4,5/5

15 marca 2012

Samson 1795 (browar Samson)

Zainspirowany jednym z poprzednich postów postanowiłem zwrócić się ponownie w stronę naszych południowych sąsiadów. Dzisiaj na tapetę trafia piwo Samson z browaru o tej samej nazwie, który mieści się Budziejowicach. I tu zaczyna się mały problem: wszyscy kojarzymy z Budziejowic piwo Budweiser, dodatkowo pewnie większość z nas kojarzy piwo Bud znane w USA - czy to wszystko ten sam browar i to samo piwo? Okazuje się, że nie. Historia nazwy jak i browarów trzeba przyznać jest mocno "zakręcona", ciekawskim polecam lekturę strony:Budweiser, Budwar, Budvar czy Bud?
Dla tych mniej cierpliwych (np. dla mnie :)) czas przejść do degustacji.
Piwo opakowane w klasyczną czeską butelkę z charakterystycznym "ofoliowaniem" na szyjce. Etykieta przypomina nam o nazwie browaru i roku jego założenia - 1795. W zasadzie niczym nie wyróżnia się spośród tłumu a jednak łatwo zauważyć ją na półce. Co ciekawe piwo ma dość dużo - bo 4,7% alkoholu, jak na czeskie piwo to trochę dużo, ale to tylko moje zdanie.
Piwo po nalaniu pieni się zachęcająco. Kolor jasny, słomkowy. Smak dokładni taki jaki lubię, mocno goryczkowy, wyraźny. Bąbelki przyjemni roznoszą go do najdalszych części języka. Piwo które można pić wiele razy i na pewno się nie znudzi. Oczywiście nie może być idealnie, np. piana znika za szybko, ale z drugiej strony ciężko znaleźć ideał.

Za bardzo dobry wyrazisty smak, który pozostaje na języku tak długo że aż chce się otworzyć następne:
Moja subiektywna ocena: 4,5/5

4 marca 2012

Paulaner Hefe-Weissbier Dunkel (browar Paulaner)

Piękne niedzielne popołudnie, w końcu zaczyna robić się ciepło, ptaszki ćwierkają, słoneczko świeci, nic tylko wyjść do ogródka z przyjaciółmi i napić się piwa... Pomysł przedni, tylko z tymi ogródkami może być problem. Ale nić to, jeszcze kilka tygodni i przyjdzie wiosna, potem lato i znowu będzie można się bawić "na podwórku". W oczekiwaniu na ten piękny czas, dla odmiany postanowiłem napić sie jakiegoś ciekawego piwka. Dzisiaj na tapetę bierzemy piwo Paulaner, pszeniczne, ciemne. Przyznam że pierwszy raz raczyć się będę piwem pszenicznym ciemnym. Z jasnym pszenicznym miałem już do czynienia nie raz, nie mogę powiedzieć żebym ten gatunek uwielbiał - są dla mnie zdecydowanie zbyt łagodne i za mało goryczkowate - ale od czasu do czasu taka odmiana jest wskazana. Tym chętniej po to właśnie piwo sięgnąłem.
Paulaner to dość znana niemiecka marka. U nas najpopularniejszy ich produkt to właśnie piwa pszeniczne, choć w ofercie mają również piwa jasne pełne, piwa wzorowane na piwach Trapistów, czy piwa dedykowane pod Oktoberfest.
Etykiet na butelce bardzo charakterystyczna, wszystkie piwa z browaru Paulaner mają podobną - z jednej strony dobrze bo łatwo je rozpoznać, z drugiej sprawia to problemy z odróżnieniem poszczególnych gatunków na półkach sklepowych. Po drugiej stronie butelki znajdziemy dokładny opis jak prawidłowo nalewać piwo pszeniczne - to już chyba standard na tego typu piwach - lejmy więc!
Piwo tak jak obiecał producent jest ciemne, nawet bardzo - kolor bardzo mocnej mętnej herbaty. piana przyjemna, dość gęsta, korona opadła dość szybko, ale cienka warstewka pozostała do samego końca. Piwo przyjemni nagazowane - nie za mocno ani nie za słabo. W smaku owocowe, z posmakiem drożdży, bez wyraźnej goryczy. Mimo iż jest to piwo ciemne, nie czuć tego w smaku, bardzo przypomina klasyczne piwa pszeniczne. Wiem że znowu narzekam, ale liczyłem na jakiś przewrót pod względem smaku a nic takiego nie doznałem. Nie mniej jednak piwo bardzo smaczne - to tak jak zamówić szarlotkę a dostać bardzo dobry sernik, smakuje mi, ale ja chciałem szarlotkę!
Podsumowując piwo mogę polecić wszystkim, którzy lubią piwa pszeniczne, tym którzy tego gatunku nie trawią polecam spróbować, choć bez nastawiania się na zmianę przekonań.

Za dobry smak i pierwsze oznaki wiosny za oknem:
Moja subiektywna ocena: 4/5

28 lutego 2012

Svijanska Desitka (browar Svijany)

Vondrackowa, knedle i Pilsner Urquell, trzy bodaj największe sukcesu naszych wschodnich braci. Nie mam zamiaru rozpisywać się o Vondackowej (choć na pewno wiele by można napisać :)), ani też o knedlach (choć tutaj również mamy może piśmienniczych możliwości). Nie, ja się skupie na czeskim piwie. W tym wypadku nie jest to Pilsner Urquell a wyrób lokalnego browaru Svijany. Trzeba przyznać Czechom, że przemysł piwowarski jest u nich postawiony na naprawdę dobrym poziomie. Dlaczego? Dzięki takim właśnie browarom. Niewielkie, lokalne, ale z tradycjami i fantazją. No dobra z tą fantazją to się trochę zagalopowałem, Czesi to raczej tradycjonaliści jeżeli chodzi o smak piwa, ale tradycjonalizm to w tym przypadku duży atut. Każdy z Ich piw ma swoje minimalne wymagania, dzięki temu chyba jeszcze mi się nie zdarzyło pić czeskiego piwa, które byłoby nie dobre. Czasem zdarzały się mniej udane, ale na pewno nie było piw niesmacznych. Wiem, wiem, niektórzy mi tu zaraz zarzucą, że to przecież woda a alkoholu tam prawie nic. Ale tak na prawdę o to w tym chodzi. Przecież jak piwo ma 3,5% to nie może być niesamowicie głębokie w smaku bo przecież kiedy ten smak ma powstać. A jednak czeskie piwa mają wiele do zaoferowania. A co do alkoholu no to przepraszam, jeżeli ktoś pije piwo dla procentów to niech sobie flaszkę wódki lepiej kupi ;). Nie ma w końcu nic lepszego niż spędzić z przyjaciółmi cały wieczór popijając piwko - w przypadku naszych polskich piw po czterech można już powoli zacząć pływać, czeskie nie dają takiego kopa i do późnej nocy pozwalają się cieszyć z rozmowy... Oj, trochę się rozmarzyłem, wróćmy do meritum sprawy.
 Dzięki niezmiernej uprzejmości mojego dobrego przyjaciela kosztuję piwa Svijanska Desitka. O czym każdy wiedzieć powinien to to, że Czesi bardzo dużą uwagę przykładają do zawartego w piwie ekstraktu - stąd nazwa. Podczas naszych czeskich wypraw warto zwrócić na to uwagę, bo u nas co raz częściej niestety brak jest informacji o tym z jaką ilością ekstraktu mamy do czynienia.
Etykieta przyjemnym, piwnym kolorem. Na środku duży herb informuje o książęcym (jak sądzę) pochodzeniu browaru, poniżej stylizowany napis Svijany. Wszystko schludnie, ładnie i bez niepotrzebnych "fajerwerków".
Po napełnieniu kufla piana niestety szybko znika. To raczej normalne w przypadku lekkich pilsów. Kolor lekki, słomkowy (zwróćcie uwagę na kufel - pełen oryginał!). Piwo ma absolutnie satysfakcjonujące 4%. W zasadzie jak na razie nie odbiega od żadnej czeskiej dziesiątki jaką piłem. Ale przejdźmy do smaku. Pierwszy łyk i... eureka! odkrycie! Myślicie, że piwo ma niesamowity smak? Nie, jest absolutnie poprawne, mocno goryczkowe, trochę płytkie na końcu - wszystko począwszy od koloru przez pianę, zapach i smak wpisuje się idelanie do tego czego się można spodziewać. Wiec skąd moja radość? Bo to tego właśnie oczekuje od takiego piwa, a z racji, że w Czechach nie byłem już kilka lat, ten smak po prostu przypomniał mi to czego mi brakowało. Nowe postanowienie: jeszcze w tym roku odwiedzić Czechy :).

Podsumowując - piwo Svijany 10 to porządny przykład czeskiego piwa. Absolutnie mogę polecić, ale pamiętajcie: jak tylko będziecie w Czechach i zobaczycie to piwo na półce, nie ograniczajcie się tylko do niego, skosztujcie każdego, na które tylko macie ochotę - założę się, że nawet osoba nielubiąca czeskich piw, po takiej degustacji znajdzie w nich dużo uroku i smaku.

Za przypomnienie zapomnianych smaków
Moja subiektywna ocena: 4/5

17 lutego 2012

Grodzkie (Zakłady Piwowarskie Głubczyce)

Piątek, tygodnia koniec i początek, ale co najważniejsze początek weekendu a co za tym idzie dwa dni w których nie trzeba myśleć o pracy, klientach, produkcji i innych tego typu duperelach. Co więcej nie trzeba siedzieć godzinami przed kompem! Tak wiem, i tak w piątkowy wieczór siedzę przed kompem, ale nie dlatego, że muszę tylko chcę :). Dzisiaj zajmę się kolejnym wynalazkiem, co więcej zakupionym w Biedronce! Piwo Grodzkie Niefiltrowane, uwarzone przez Zakłady Piwowarskie Głubczyce, browar znany bardziej dyskontowych marek takich jak Hammer czy Pils. Przyznam, że nie miałem okazji, a może chęci próbować wiele z Ich wyrobów więc chętnie z tej okazji korzystam.

Puszka przygotowana schludnie w pastelowych kolorach z wyraźnie zaznaczonym logiem. Wśród innych "Biedronkowych" piw rzuca się dobrze w oczy. pod nazwą piwa mieni się pole jęczmienia.Najciekawsze jednak znajduje się po środku - napis: niefiltrowane, naturalnie mętne. Wnioskując z opisów (a w zasadzie ich braku) na puszce i daty ważności jest to przy okazji także piwo niepasteryzowane. Wszystko zapowiada się nieźle, ale im bardziej się zagłębiam w ten produkt tym bardziej odczuwam działanie marketingowców. Może się mylę ale piwo ma się kojarzyć z piwem Godziskim. Oczywiście Między Grodzkim i Grodziskim jest różnica taka jak między kartoflem i hieną... Oba oparte są o węgiel, i tyle. Niemniej jednak spróbować warto.

Tak jak obiecuje producent piwo jest mętne, ciemno zółte, koloru domowego cydru. Piana jest a po chwili znika więc nie mam się o czym rozwodzić. Zapach ciekawy, trochę owocowy, przy okazji kwaskowy. Piwo delikatnie spienione, ale przy zmętnieniu to raczej naturalne. W smaku na początku podobne do piw pszenicznych, łagodne, jak balsam rozpływa się po języku. Dzięki delikatnym bąbelkom nie atakuje naszych kubeczków smakowych w ordynarny sposób a jedynie masuje język. Niestety końcówka już gorsza. Wyczuwa się nieprzyjemną goryczkę, która psuje całe mizernie nabudowane wrażenie. Nie twierdzę, że nie lubię goryczki - wręcz przeciwnie, ale tutaj coś nie zagrało. Nie mam zamiaru słodzić twórcom piwa Grodzkiego, ale ganić też nie będę. Bardzo ciekawa inicjatywa, próba uzyskania czegoś nowego. Dla każdego kto lubi nowe smaki bardzo ciekawa pozycja. Mam jednak poważne wątpliwości: po co tworzyć piwo niefiltrowane, jeżeli nie jest to piwo dojrzewające? W końcu jak dobrze rozumiem nie ma tu żywych kultu drożdży a co najwyżej to co z nich zostało. W piwach pszenicznych zawsze mamy do czynienia z tą końcóweczką drożdży, które lejemy na pianę aby poczuć ich zapach, tu tego zabrakło. A co Wy o tym myślicie?

Reasumując: Grodzkie to ciekawa pozycja, kolejny przykład kreatywności naszych rodzimych piwowarów. Zawsze kiedy biorę do ręki taki "wynalazek" cieszę się, że dla nas piwoszy zaczyna się złoty czas, nowe piwa będą się pojawiały corz szybcie i może kiedyś dogonimy Belgów... Rozmarzyłem się, tak czy inaczej za ciekawy eksperyment i nie tak pospolity smak:

Moja subiektywna ocena: 3,5/5

13 lutego 2012

Tatra Grzaniec (browar Grupa Żywiec)

Wypada zacząć od wyjaśnień. Po pierwsze kolejny post z małym spóźnieniem - tu jestem w pełni rozgrzeszony ponieważ w zeszłym tygodniu byłem dość mocno przeziębiony i miałem do wyboru albo się wyleczę albo zaryzykuje i wypije zimne piwo. W sumie to nie wiem czemu nie zaryzykowałem... Druga sprawa to rodzaj piwa. Dzisiaj bawimy się wynalazkiem - Tatra Grzaniec. Generalnie nie jestem wielkim fanem Tatry, choć swego czasu w Wielkiej Brytanii "uratowała" mi życie - ale to już zupełnie inna historia na zupełnie inny blog :). Wróćmy do konkretów. Czym w zasadzie jest Tatra Grzaniec? Zacznę od oczywistego: od dłuższego już czasu browary próbują wymyślić coś nowego (w wielu przypadkach jest to zbędny zabieg - wystarczy zamiast czegoś wymyślnego uwarzyć któryś z setek gatunków piwa - tylko zrobić to DOBRZE). W ten nurt nowości wpisuje się Tatra Grzaniec. Jest to próba namówienia Polaków do picia piwa na ciepło. Osobiście nie potrzebuje żadnych namów - zimowym wieczorem nic tak nie rozgrzewa jak dobre piwo z miodem :). Co ważne osobiście nie doprawiam piwa żadnymi przyprawami, dobry miód + dobre piwo załatwiają kwestię smaku. Oczywiście są od tego drobne wyjątki, i tu pozdrowienia dla Ewy z nieistniejącego już niestety pubu Mezalians - za tego grzańca należy Ci się Nobel! Ale odbiegam jak zwykle od tematu.



Puszka prezentuje się ładnie. Czerń i czerwień zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu niż żółta kolorystyka klasycznej Tatry. Oczywiście znad napisu Tatra pozdrawia nas miły góral, który jak można wywnioskować z unoszącej się znad kufla pary, właśnie zabiera się za kolejny kufel Grzańca. Wszystko robi bardzo miłe wrażenie. Przy dalszych oględzinach dochodzimy do instrukcji podgrzania. Osobiście dużo bardzie polecam podgrzewanie w mikrofalówce niż na gazie - piwo zdecydowanie mniej się wygazowuje. Niemniej jednak uwaga aby nie podgrzewać piwa w mikrofalówce w puszce jest jak najbardziej słuszna - jak podgrzewać to tylko w szkle :). Bardzo cieszy mnie że piwo nie jest niesamowicie mocne - ma dość rozsądne 5,8% (choć do grzanych piw jak najbardziej naddają się piwa mocne, o wysokiej zawartości ekstraktu, takie jak Dębowe Mocne, ale nie polecam jeżeli na drugi dzień trzeba wstać do pracy ;)).  Na temat ekstraktu informacji nie ma, jest za to wzmianka o dodatku syropy glukozowo-fruktozowego i naturalnych aromatów. No niestety na prawdziwy miód czy klasyczne przyprawy nie mamy co liczyć. Nie doszukujmy się jednak dziury w całym, może nie będzie tak źle!
Kolor piwa bursztynowy, zapewne nie wynika to z procesów warzenia, nie mniej jednak kolor bardzo ładny. Piwo nagazowane optymalnie, oczywiście po podgrzaniu bąbelki pękają na języku bardziej gwałtownie - trzeba się do tego przyzwyczaić - ja to lubię. Pierwsze odczucie smaku to słodycz. Syrop glukozowo-fruktozowy robi swoje i piwo jest może trochę za słodkie, zaraz potem jednak pojawiają się przyprawy korzenne. Wszystko połączone optymalnie. Co prawda posmak dziwnie owocowy, ale tu już się czepiam. Piwo ogólnie smaczne. Dla każdego kto nie lubi lub po raz pierwszy pije grzane piwo na pewno będzie dużym zaskoczeniem. Pamiętać należy, że to nie jest klasyczne piwo, ale z drugiej strony nie taka jest koncepcja. Co ważne mam nieodparte wrażenie, że twórcy Tatry Grzaniec doskonale wiedzieli jaki mają cel i zrealizowali go dobrze. Nie twierdzę że będę wracał do tego piwa często, ale tylko dlatego że dobry pils z miodem smakuje mi bardziej. Z czystym sumieniem mogę polecić je jednak każdemu kto nie próbował grzanych piw jako początek przygody, a uwierzcie mi o samych kombinacjach miodu, przypraw i grzanego piwo można by jeszcze klika blogów napisać :).

Za naprawdę pozytywnie zaskakujący smak, pomysł i odwagę piwowaró:
Moja subiektywna ocena: 4/5

2 lutego 2012

Tuborg Weihnachts-pilsener (browar Tuborg)

O czym to my dzisiaj będziemy pisać? A no tak, napój Bogów, trzeci co do popularności (zaraz po herbacie i kawie) napój na świecie. O czymś jeszcze? Tak, o świętach :). Wiem, wiem, to już ponad miesiąc od ostatnich świąt Bożego Narodzenia, choinki już rozebrane, koperta wręczona podczas kolędy, już nawet smak karpia przeminął i nie wróci przez kolejne 11 miesięcy. A tu niespodzianka, w moje ręce wpadło dość znane piwo Tuborg w wersji świątecznej. Przyznam że na sam widok serce mi zadrżało z nadzieją że to jeden z weizenów w wersji świątecznej, jakżeż miło byłoby spróbować tak niecodzienne piwo. Niestety tym razem to standardowy niemiecki pilsner, po prostu wydanie świąteczne. A co, królewski (przynajmniej tak wnioskuje po koronie na etykiecie) browar postanowił złożyć życzenia pogodnych i wesołych świąt swoim fanom dając im piwo w trochę odmienionym opakowaniu.

Butelko wita nas przyjemną niebieską etykietą. Przez niebo pełne płatków śniegu przebija się Mikołaj z workiem pełnym prezentów, w domyśle pełnym piwa dla wszystkich Nas - smakoszy :). Nie mam zamiaru dyskutować o gustach, etykieta może się podobać, bądź nie, osobiście normalnie nie sięgną bym po piwo z tak "fikuśną" oprawą, ale skoro to wersja świąteczna, wydanie specjalne, tylko na chwilkę, to musi się wyróżnić pośród tłumu podobnych piw - ogólnie zabieg marketingowy raczej udany. Zajrzyjmy więc do wnętrza, bo przecież z piwem jak z kobietą, wnętrze jest najważniejsze...
Jak na niemieckiego pilsnera przystało Tuborg został uwarzony zgodnie z reinheitsgebot (czyli Bawarskie Prawo Czystości - dla mniej wtajemniczonych polecam lekturę na ten temat, np. na Wikipedii). Kolor bursztynowy, dość głęboki. Piana bardzo rzadka, spieniona jak woda z ludwikiem, niestety po kilku chwilach znika jak roztapiający się na Słońcu śnieg. Szkoda, bo to jeden z większych mankamentów tego piwa. Dodatkowo piwo nie nagazowane najmocniej. Zaryzykowałbym stwierdzenie że to nagazowanie to wynik naturalnej fermentacji a nie doładowania potężnej dawki CO2 podczas rozlewania piwa. To oczywiście bardzo duży plus, w końcu naturalne = lepsze, ale zawsze pozostaje ten niewielki niedosyt - mogło być lepiej. Na koniec to co najważniejsze - smak. I tu się odzywa kunszt niemieckich piwowarów. Piwo odpowiednio goryczkowe, czuć chmiel tak jakbyśmy świeżo zerwaną szyszkę zaczęli żuć (wiem przesadzam), pod koniec delikatny smak cytrusów (delikatny grapefruit), dla mnie bomba. To wszystko co lubię w niemieckich piwach w odpowiedniej tonacji i proporcji. Takiego smaku trudno szukać w Polskich pilsach, nie twierdze że są złe, bynajmniej, po prostu czasem przeskoczyć na niemieckie albo czeskie piwo jest wręcz wskazane dla kubeczków smakowych. Wypda jeszcze tylko dodać że piwo ma 5.0%, niestety brak jest informacji o ekstrakcie.

Podsumowując: piwo tuborg w wersjiświątecznej polecić mogę każdemu. Oczywiście osoby z upodobaniami do słodyczy mogą wzdrygnąć się na dość mocną dawkę goryczy zawartą w niewielkim opakowaniu, mi jednak ten smak jak najbardziej odpowiada.Co więcej na pewno skosztuje standardowego Tuborga i opiszę czymprędzej. Co prawda zakładam, że to to samo piwo, ale kto wie...


Moja subiektywna ocena: 4,5/5



30 stycznia 2012

Tiger (browar Asia Pacific Breweries)


Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej (albo jak mawiają Anglicy "domek, słodki domek"). Po dwóch tygodniach na wygnaniu wreszcie wróciłem do kraju mlekiem i miodem płynącym... no może trochę przesadziłem z tym mlekiem i miodem... Tak czy inaczej ciesze się, że jestem już w domu i powiem tak: może i Indie to dla wielu piękny kraj, ale mnie na pewno nie przekona, rozwarstwienie społeczne i ubóstwo miejscami aż kłuje w oczy - może komuś to nie przeszkadza, mi niestety nie odpowiada. Ala, ale, to przecież nie blog o podróżach, tylko o piwie :).

Podczas mojej szczęśliwej podróży do domu miałem okazje w samolocie spróbować czegoś nowego - piwo o zadziornej nazwie Tiger. Oczywiście wszystkim nam nazwa ta kojarzy się najbardziej napojem energetycznym, ba, nawet kolorystyka puszki w obu przypadkach jest zaskakująco zbliżona, mam nadzieję jednak, że to tylko rzecz przypadku. Sama puszka wygląda... hmmm... poprawnie? Tak szczerze mówiąc design i kolorystyka nie zachwyciły mnie w ogóle. Myślę że w sklepie byłoby to ostatnie, a przynajmniej jedno z ostatnich piw na jakie zwrócił bym uwagę. Jedyny ładny element to ten tygrys prężący się do nas wdzięcznie - jednoznacznie kojarzy się z krajami orientu definiując pochodzenie piwa.

Wyjaśnić wypada co to w zasadzie jest za twór. Marka piwa powstała w Singapurze w browarze Asia Pacific Breweries Ltd. Samo piwo uwarzone zostało prze Indyjski odział tegoż browaru o tej samej nazwie. Zawsze przy takich mariażach interesuje mnie piwo tej samej marki smakuje tak samo jeżeli jest uwarzone przez innych browarników. Każdy kto próbował Carlsberga w Polsce i Wielkiej Brytanii wie że nie są to te same piwa, choć tu jest pewien wytrych bo w UK to piwo nazywa się bodajże Carlsberg Export... Ale odbiegam od tematu.

Jak wspomniałem na samym początku postu piwo miałem okazje skosztować podczas lotu Boeingiem 777 linii Jet Airways, podczas późnej kolacji (była mniej więcej godzina 3.00 czasu lokalnego). Biorąc pod uwagę spartańskie warunki napitek dostałem w akceptowalnej, niezbyt wysokiej temperaturze. Tak zwane "szkło" w tym wypadku okazało się plastikiem czego bardzo nie lubię, ale narzekać nie ma co - na stoliku wielkości kartki A4 zmieścić cały posiłek i coś do popicia to i tak niezłe osiągnięcie, zawsze mogłem być skazany na picie z puszki ;).
Pomijając wartości wizualne i wyjątkowo niecodzienne miejsce przechodzę do najważniejszego. Tiger jest przedstawicielem chyba najpopularniejszego gatunku czyli lagera, kolor ładny, słomkowy- o ile dobrze oceniłem używając tylko lampki przy fotelu i lampy błyskowej mojego telefonu :). Po nalaniu utworzyła się ładna, dość gęsta piana, która utrzymała się dość długo - przynajmniej do końca kubeczka 0,25 l :). Piwo nagazowane dość mocno, czuć może aż za bardzo że to nie naturalne CO2. Smak dobrze goryczkowaty, taki jaki lager powinien być. Niestety poza tym straszny chaos. Miejscami czuć owoce, ale zaraz zmienia się to bliżej nie określony kwaśny smak. Nie mogę powiedzieć żeby piwo było nie dobre biorąc pod uwagę że to twór dużego komercyjnego browaru, ale nasze komercyjne piwa jednak podchodzą mi ciut bardziej (o ile wypada na tak poważnym blogu pisać o czymś tak strasznym jak browary komercyjne... muszę kiedyś ten temat opisać szerzej :).

Podsumowanie nie będzie wielkim zaskoczeniem. Dla wszystkich którzy wybierają się z wycieczką/wyjazdem służbowym w okolice azjatyckie mogę polecić spróbowanie tego piwa. Biorąc pod uwagę tamtejszą, niezbyt bogatą ofertę piw, na pewno będzie to ciekawe doświadczenie. Z kolei wszyscy Ci którzy pozostają w Europie - powiem w prost nie ma szału ;).

Moja subiektywna ocena: 3,5/5

PS. Bardzo ważna sprawa odnośnie poprzedniego posta: ptaszek z loga piwa Kingfisher to nie koliber tylko zimorodek! Człowiek uczy się całe życie :).

26 stycznia 2012

Kingfisher (browar United Breweries Limited)

Ten post muszę niestety rozpocząć od poważnych tłumaczeń... bo to w końcu już 26 styczeń (czyli jak dobrze liczę tydzień 4 roku 2012) a to dopiero trzeci post! Ale nie martwcie się , nie poddałem się, nie przestałem szukać smaków, po prostu zostałem brutalnie i wbrew własnej woli ;-) wysłany w podróż służbową do Indii. Tak wiem 99% ludzi byłaby zachwycona, ale co innego być turystą a co innego pracować po 10 godzin dziennie w gorącu i z nieprzyswajającymi wiedzę hindusami. Ale nie mam zamiaru narzekać, co widziałem to moje i co spróbowałem także. Najważniejsze jednak że w zeszłym tygodniu (czyli w 3 tygodniu) udało mi się zmówić do kolacji piwo. Normalnie nie jest  to wielkie osiągnięcie, ale z racji że alkohol w Indiach jest traktowany trochę inaczej niż w Europie, byłem z siebie niezmiernie dumny (choć piwo po przeliczeniu kosztowało prawie 3 dolary a to tylko 0.33l !).

Piwo jakim się zająłem to Kingfisher, które notabene dostępne jest także w polskich sklepach - niemniej jednak nie maiłem okazji go spróbować, co więcej nie jestem pewien czy w Polsce dostępny jest lager czy może inny gatunek. Ale do rzeczy. Butelka standardowa, zielona. Etykieta wita nas przyjemnie trzepoczącym skrzydełkami kolibrem (albo innym ptakiem - poprawcie mnie jeśli się mylę).
Oczywiście napitek został mi podany z należytą starannością, schłodzone i w odpowiednim (jak na warunki) pokalu. Od razu mówię że moje oczekiwania były bardzo niskie. United Breweries Limited jest największym, możliwe że jedynym browarem w Indiach, to oni kreują smaki, więc mogą sobie pozwolić na pewne wariacje. Tu jednak miłe zaskoczenie. Smak piwa jak najbardziej prawidłowy, przyjemny, lekki, co prawda nie znalazłem w nim tyle goryczy co w lagerach angielskich, ani tyle głębi co w dobrym pilsie, nie mnie jednak wszystko tworzyło jedną całość.

Piwo nagazowane odpowiednio, piana niestety uciekła w oku mgnienia. Nie wiem co ma większy wpływ na moją ogólna ocenę: smak, czy fakt że byłem ogromnie spragniony a piwo po kilku dniach posuchy było jak lek na wszystkie moje bolączki, nie mniej jednak oceniam to piwo zaskakująco wysoko. Mam nadzieję, że kiedy je spróbujecie nie wyzwiecie mnie od najgorszych, czy nie skrytykujecie mojego smaku jako kompletnie nieudolny. Jedno co mogę obiecać to jeżeli tylko wybiorę się jeszcze kiedykolwiek do Indii (a niestety wiele na to wskazuje), na pewno sprawdzę czy moja ocena jest poprawna.

Moja subiektywna ocena: 4/5

15 stycznia 2012

Engel Bock Dunkel (browar Engel)

Kolejny tydzień i kolejny smak. Podobnie jak tydzień wcześniej będziemy degustować koźlaka, tym razem jednak nie jest to Polski wyrób a produkt niemieckiego browaru Engel. Na pierwszy rzut oka butelka prezentuje się ładnie. Koza skacząca po etykiecie od razu zdradza że mamy do czynienia z bockiem. Ciekawy jest sposób zamknięcia, gdyż nie jest to zwykły kapsel a zakrętka. Czyżby nasi bracia zza zachodniej granicy postawili na innowacyjne rozwiązania ;)?
Jak już wcześniej wpsomniałem piwo pochodzi z Niemiec, a dokładniej z miasta Crailsheim. Sam browar to niewielki browar rodzinny. Z resztą więcej informacji znaleźć można na ich stronie www.engelbock.de. Polecam szczególnie lekturę ich oferty - każdy znajdzie coś dla siebie, a ja jestem przekonany że jeszcze wrócę do tej marki. Wracając do piwa: zawartośc alkoholu 7,2% i ekstrakt 19,9 % - czyli zapowiada się bardzo ciekawie, zaczynajmy więc!

Mały falstart... zakrętka jest niemiłosiernie uparta - trzeba się trochę namęczyć żeby otworzyć piwo, myślę że przy trzecim z rzędu może się już odechcieć... tzn odkręcania zakrętek, a nie piwa :).

Udał się, piwo odkręcone!
Pierwsze wrażenie po otwarciu - zaskoczenie, piwo nie syknęło... może to wina tej nakrętki. Kolor bardzo ciemny, czerwono-bursztynowy (niestety zdjęcie nie oddaje efektu, myślę że muszę się zastanowić nad lepszym zapleczem fotograficznym ;). Piana bardzo rzadka, grube bąbelki, szybko znika. samo piwo bardzo mało gazowane (chyba na złość, w porównaniu do fortuny). Smak przyjemny, dość głęboki, owocowy, słodkawy (miód gryczany?), muszę przyznać że bardzo przyjemny. 

Wszystkie smaki zrównoważone, każda część języka ma co smakować, ale czy tego oczekiwałem? Nie do końca, liczyłem na ferie smaków, liczyłem że to piwo kompletnie zmieni moje pojęcie o Koźlakach... tymczasem moje zdanie się umocniło, i to chyba dobrze. Potwierdza się, że dobry koźlak to piwo pełne smaku, choć bez przesady, piwo które można uwielbiać ale jednocześnie piwo którego można po prostu nie lubić... dobrze, że mnie to nie dotyczy :).

Podsumowując: Piwo z czystym sumieniem mogę polecić, pomimo braku eksplozji smaku, zbyt małego nagazowania i tej wstrętnej nakrętki! Z całą pewnością piwa z browaru Engel jeszcze pojawią się na tej stronie.


Moja subiektywna ocena: 4/5

5 stycznia 2012

Miłosław koźlak (browar Fortuna)

No i zaczynamy. Postanowiłem zacząć od czegoś z rodzimych browarów. Browar Fortuna to jeden z kilku prężnie rozwijających się browarów, często wymyślają coś nowego aby zadowolić wymagającego klienta. Tym razem jest to piwo z rodzaju Bock z nowej gamy piw Miłosławskich (miasto gdzie znajduje się browar). Przyznam że jak na koźlaka (bo to jest polska nazwa bocka) jest dość mocny: 7,5%.
Ciekawy pomysł to rodzaj banderoli na górnej części piwa z logiem browaru i informacja że jest to nowe piwo. Etykieta nie prezentuje się bardzo dobrze. dobrana kolorystyka utrudnia odczytanie złotych, błyszczących napisów. Niemniej jednak najważniejsze to co w środku, więc otwieramy i nalewamy.
Piwo ciemny, bursztynowy kolor. Piana dość gęsta, kremowa (ciutka warstewka utrzymała się praktycznie do końca). Pierwszy łyk i pierwszy zawód. Piwo ma 16% ekstraktu więc spodziewałem się wyrazistego i dość ciężkiego smaku, niestety moje wyobrażenie trochę minęło się z prawdą. Rzeczywiście smak intensywny, ale dość nieokreślony. Czuć trochę kwaskowego posmaku co najwidoczniej w piwach Miłosławskich jest częste. Całość sprawia wrażenie niedokończonej, jakby browarnik już wiedział w jakim kierunku pójść z tym smakiem ale zabrakło mu czasu. Nasycenie duże, ale jak dla mnie wielkość bąbelków psuje mocno efekt. Pierwsze kilka chwil po łyku czuć tylko bąbelki pękające na języku.

Podsumowując: spodziewałem się czegoś lepszego, choć może uległem magii nowego produktu... Piwo niezłe i całą pewnością znajdą się osoby które chętnie do niego wrócą, choć raczej nie ja.

Moja subiektywna ocena: 3/5