Belgia, niewielki kraj w środkowej Europie, bez szokująco ciekawej historii czy pięknych zabytków, ba, nawet linia brzegowa nie przekracza 100 km. Dla wielu nic ciekawego. A jednak Belgowie mają jedną poważną przypadłość. Uwielbiają piwo. Oczywiście takich narodów jest mnóstwo w Europie - Czesi, Niemcy czy chociażby my, Polacy - a jednak Belgowie wyróżniają się z tego towarzystwa. Oni nie ograniczają się do jednego typu piwa, nie są jak czeskie pilsy czy brytyjskie ale. Mówi się że mają 360 gatunków piwa na każdy dzień roku, a pięć brakujących czeka na wymyślenie (swoja drogą to dopiero ciekawy temat na bloga!). Myślę że dla każdego birofila Belgia to obowiązkowy do odwiedzenia kraj, ja w każdym bądź razie mam plan aby kiedyś spędzić tam urlop degustując co rusz to nowe gatunki w nowych lokalach...
No ale nic, rozmarzyłem się trochę. A to wszystko za sprawą bardzo ciekawego Belgijskiego piwa Tripel Karmeliet.
Z nazwy już można wywnioskować, że to coś ciekawego. Tak więc mała analiza nazwy. Tripel to jak można si domyśleć trzy. Do czego się to odnosi? A no do składu, piwo wyprodukowane zostało z trzech słodów: z jęczmienia, pszenicy i owsa. To chyba pierwsze takie połączenie z jakim mam do czynienia co czyni degustacje jeszcze przyjemniejszą. Drugi człon nazwy pochodzi od nazwy opactwa Karmelitów, w którym to powstał przepis na to piwo w 1679 roku. Z taką historią nie ma co zadzierać - czas skosztować!
piwo ma kolor złoto-jabłkowy, co ważne jest lekko mętne (piwo dojrzewa w butelce). piana dość gęsta - co ważne utrzymuje się długo, prawie do końca. nagazowane dość mocno, bąbelki są grube, wyraźnie wyczuwalne na języku. Najciekawszy jednak jest zapach i smak. Pierwszy wdech i poczuć można zapach cytrusów, w smaku dodatkowo ujawniają się drożdże, chmiel a na końcu wyczuwalna goryczka. Przyznam, że w piwie tyle się dzieję że ciężko to opisać. Polecam spróbować osobiście - wtedy zrozumiecie... Aha, tylko uważajcie, piwo ma 8,4 vol (!)...
Za oryginalność i ten cytrusowy zapach:
Moja subiektywna ocena: 4/5
21 kwietnia 2012
16 kwietnia 2012
La Trappe Dubbel (browar Bierbrouwerij de Koningshoeven)
Długo zastanawiałem się jak zacząć tego posta, bo w końcu co można napisać o tak znamienitym piwie jak La Trappe? Wszyscy wiedzą że jest wyśmienite i nie ma co z tym dyskutować... Ale czy na pewno wszyscy? Ja osobiście doznałem tego olśnienia niecały rok temu, więc może gdzieś tam znajduje się ktoś kto jeszcze tego piwa nie próbował - to post właśnie dla Ciebie :).
Każde kto uważne śledzi moje posty, albo chociaż przeczytał informacje o co w tym blogu chodzi, wie że z założenia próbuje raz w tygodniu nowego piwa. No tak, ale przecież La Trappe już piłem... Zgadza się, ale niezaznajomiony wówczas z całą gamą piw oferowanych przez browar Koningshoeven nie zadałem sobie trudu sprawdzenia, z którym z gatunków mam do czynienia. A zważywszy na fakt że byłem już po dwóch tequilach możemy absolutnie przyjąć że tego piwa jeszcze nie piłem. Tak więc dzięki uprzejmości mojego przyjaciela z okazji mych, już nie pamiętam których urodzin, mam okazje skosztować wersję dubble, czyli najsłabszą z odmiany ciemnej. Już teraz chcę obiecać, że wszystkie odmiany - przynajmniej te dostępne w naszych sklepach - pojawią się na tym blogu! Do dzieła.
Jak wiadomo La Trappe jest jednym z piw trapistów, tylko 6 zakonów ma pozwolenie na warzenie tego typu piw z czego 5 znajduje się w Belgii a jeden, ten dzisiaj omawiany, w Holandii. Trzeba przyznać że braciszkowie mieli świetny pomysł - wymyślić coś smacznego, nie zdradzać receptury i produkować na niewielka skalę - biznes na wieki. Całe szczęście duża część z dochodu pochodzącego ze sprzedaży tego typu piw jest przeznaczana na cele charytatywne - tym milej ten trunek się spożywa.
Oczywiście piwa tego typu należy spożywać z odpowiednich kielichów - niestety jeszcze się takiego nie dorobiłem, ale postaram się to nadrobić możliwie szybko. Piwo po nalaniu tworzy gęstą złocistą pianę. Co prawda nie utrzymuje się ona do samego końca, ale dla mnie to nie problem. Pierwszy łyk piwa jest zawsze najważniejszy i tu taj możemy spodziewać się wspaniałych doznań. to tak jakby mieć w ustach cały sad owocowy. Piwo jest bardzo wyraziste, czuć wspomniane już owoce, miód i karmel. wszystko z zaledwie czterech składników - mistrzostwo treści i umiejętności. Absolutnie i z całego serca polecam to piwo każdemu! Szkoda tylko że nie jest ciut tańsze... no ale za taką jakość trzeba swoje zapłacić :).
Za wspaniały smak i niepowtarzalny aromat.
Moja subiektywna ocena: 5/5
Każde kto uważne śledzi moje posty, albo chociaż przeczytał informacje o co w tym blogu chodzi, wie że z założenia próbuje raz w tygodniu nowego piwa. No tak, ale przecież La Trappe już piłem... Zgadza się, ale niezaznajomiony wówczas z całą gamą piw oferowanych przez browar Koningshoeven nie zadałem sobie trudu sprawdzenia, z którym z gatunków mam do czynienia. A zważywszy na fakt że byłem już po dwóch tequilach możemy absolutnie przyjąć że tego piwa jeszcze nie piłem. Tak więc dzięki uprzejmości mojego przyjaciela z okazji mych, już nie pamiętam których urodzin, mam okazje skosztować wersję dubble, czyli najsłabszą z odmiany ciemnej. Już teraz chcę obiecać, że wszystkie odmiany - przynajmniej te dostępne w naszych sklepach - pojawią się na tym blogu! Do dzieła.
Jak wiadomo La Trappe jest jednym z piw trapistów, tylko 6 zakonów ma pozwolenie na warzenie tego typu piw z czego 5 znajduje się w Belgii a jeden, ten dzisiaj omawiany, w Holandii. Trzeba przyznać że braciszkowie mieli świetny pomysł - wymyślić coś smacznego, nie zdradzać receptury i produkować na niewielka skalę - biznes na wieki. Całe szczęście duża część z dochodu pochodzącego ze sprzedaży tego typu piw jest przeznaczana na cele charytatywne - tym milej ten trunek się spożywa.
Oczywiście piwa tego typu należy spożywać z odpowiednich kielichów - niestety jeszcze się takiego nie dorobiłem, ale postaram się to nadrobić możliwie szybko. Piwo po nalaniu tworzy gęstą złocistą pianę. Co prawda nie utrzymuje się ona do samego końca, ale dla mnie to nie problem. Pierwszy łyk piwa jest zawsze najważniejszy i tu taj możemy spodziewać się wspaniałych doznań. to tak jakby mieć w ustach cały sad owocowy. Piwo jest bardzo wyraziste, czuć wspomniane już owoce, miód i karmel. wszystko z zaledwie czterech składników - mistrzostwo treści i umiejętności. Absolutnie i z całego serca polecam to piwo każdemu! Szkoda tylko że nie jest ciut tańsze... no ale za taką jakość trzeba swoje zapłacić :).
Za wspaniały smak i niepowtarzalny aromat.
Moja subiektywna ocena: 5/5
15 kwietnia 2012
Blonde (browar Haust)
Zielona Góra, piękne miasto położone gdzieś w zachodniej części kraju. Większości kojarzy się (z resztą całkiem słusznie) z polskim zagłębiem winiarskim. Już sama przechadzka po deptaku udowadnia, że wino jest tu bardzo ważne, wystarczy spojrzeć na muzeum wina czy też pocieszne figurki Bachusków pojawiające się w najprzeróżniejszych miejscach (jest ktoś kto odnalazł wszystkie?). Ba, wino ma tutaj nawet swoje święto, co roku w okolicy września przez tydzień miasto jest opanowane przez Bachusa i jego podwładnych winiarzy. Wydawać by się mogło że świat piwnych atrakcji został tu odsunięty na dalszy plan. A jednak. Wędrując po malowniczym deptaku i jego odnogach, gdzieś w okolicy Placu Pocztowego, możemy natknąć się na Mini Browar Haust. Od 2004 roku oferuje wszystkim smakoszom niezapomniane doznania. Poza klasycznymi piwami w ofercie możemy znaleźć piwa smakowe i piwa warzone okazjonalnie.
Moją uwagę przykuło piwo Blonde. Opisane jako "tradycyjne piwo klasztorne". Czyżby moje kubeczki smakowe miały okazje skosztować piwa klasztornego? Z chęcią! W chwilę po złożeniu zamówienia Pani kelnerka przyniosła kilka kufli piwa - w tym to dla mnie (pozdrowienia dla przemiłej Pani, która jakimś zrządzeniem losu nie zauważyła sześciu osób wchodzących do lokalu ;)).
Piwo jak przystało na wyrób lokalny jest oparte tylko o naturalne składniki bez zbędnych dodatków. W kuflu pręży się wdzięcznie mętny, ciemnozłoty napój. Piana niestety umknęła dość szybko, ale jest to wybaczalne. W tym przypadku ważniejszy jest smak i tu bardzo miłe zaskoczenie. Piwo słodkawe, owocowe, czuć chmiel. Nagazowanie delikatne, nie agresywne - idealne. Jednak najciekawsza jest ta nuta owoców, zawsze mnie to zaskakiwało jak przy użyciu wody, drożdży, chmielu i słodu można uzyskać taką niesamowitą, prawie nieskończoną ilość smaków! Jeżeli jest ktoś, kto twierdzi że "każde piwo jest takie samo" to proponuje poczęstować go tym lub podobnym produktem. Ja osobiście dzięki angielskim ale'om i kilku piwom klasztornym zacząłem rozumieć o co w tym tak naprawdę chodzi. Oczywiście Polska może się poszczycić bardzo dobrymi piwami typu pils, z których każde ma swój własny charakter, ale nie wolno nam zapominać o innych gatunkach piw. Jeżeli jeszcze nie próbowaliście angielskich ale, niemieckich hefeweizen czy belgijskich piw Trapistów to natychmiast przestańcie to czytać, załóżcie buty i pędem do najbliższego sklepu - na pewno coś ciekawego tam znajdziecie!
Za niesamowitą wolę tworzenia nowych smaków i bardzo dobrze uwarzone piwo klasztorne, dla samego piwa jak i dla całego browaru:
Moja subiektywna ocena: 4,5/5
Moją uwagę przykuło piwo Blonde. Opisane jako "tradycyjne piwo klasztorne". Czyżby moje kubeczki smakowe miały okazje skosztować piwa klasztornego? Z chęcią! W chwilę po złożeniu zamówienia Pani kelnerka przyniosła kilka kufli piwa - w tym to dla mnie (pozdrowienia dla przemiłej Pani, która jakimś zrządzeniem losu nie zauważyła sześciu osób wchodzących do lokalu ;)).
Piwo jak przystało na wyrób lokalny jest oparte tylko o naturalne składniki bez zbędnych dodatków. W kuflu pręży się wdzięcznie mętny, ciemnozłoty napój. Piana niestety umknęła dość szybko, ale jest to wybaczalne. W tym przypadku ważniejszy jest smak i tu bardzo miłe zaskoczenie. Piwo słodkawe, owocowe, czuć chmiel. Nagazowanie delikatne, nie agresywne - idealne. Jednak najciekawsza jest ta nuta owoców, zawsze mnie to zaskakiwało jak przy użyciu wody, drożdży, chmielu i słodu można uzyskać taką niesamowitą, prawie nieskończoną ilość smaków! Jeżeli jest ktoś, kto twierdzi że "każde piwo jest takie samo" to proponuje poczęstować go tym lub podobnym produktem. Ja osobiście dzięki angielskim ale'om i kilku piwom klasztornym zacząłem rozumieć o co w tym tak naprawdę chodzi. Oczywiście Polska może się poszczycić bardzo dobrymi piwami typu pils, z których każde ma swój własny charakter, ale nie wolno nam zapominać o innych gatunkach piw. Jeżeli jeszcze nie próbowaliście angielskich ale, niemieckich hefeweizen czy belgijskich piw Trapistów to natychmiast przestańcie to czytać, załóżcie buty i pędem do najbliższego sklepu - na pewno coś ciekawego tam znajdziecie!
Za niesamowitą wolę tworzenia nowych smaków i bardzo dobrze uwarzone piwo klasztorne, dla samego piwa jak i dla całego browaru:
Moja subiektywna ocena: 4,5/5
4 kwietnia 2012
Efes (browar Anadolu Efes) i Tuborg Gold (browar Tuborg)
Dużo czasu minęło od mojej ostatniej bytności tutaj, ale nie martwcie się, nie próżnowałem. Postanowiłem (tudzież mój pracodawca postanowił), że należy odwiedzić piękny kraj jakim jest Turcja. Na celownik obrałem Istambuł, i mimo iż nie miałem możliwości zobaczyć wiele więcej niż hotel i autostradę, z czystym sumieniem mogę polecić ten kraj jako cel wycieczki. Szczególnie polecić mogę bardzo dobre jedzenie i napitek zwany Raki (destylat winogronowy z aromatem anyżowym). Podobne to trochę do greckiego Ouzo, jednak mocniejszy i smaczniejszy. Pić mocno zmrożone z zimną wodą (po wymieszaniu robi się białe) i koniecznie w trakcie posiłku - a ten Turcy przeciągają jak długo się da, trzygodzinne kolacje to podstawa dobrego wieczoru i spotkania z przyjaciółmi lub rodziną.
Poza wspomnianymi dobrociami Turcy spożywają także od czasu do czasu piwo. Dwa bodaj najbardziej popularne gatunki (przynajmniej w rejonie Istambułu) to Tuborg i Efes. Obie te marki to produkt importowy, ale samo piwo warzone jest w Turcji, i co najważniejsze, z całkiem dobrym efektem.
Zacznę od Efesa.
Piwo jest typowym przedstawicielem gatunku pilsów. kolor słomkowy, przyjemnie nagazowane. W smaku przypomina bardziej niemieckie pilsnery. Ogólnie bardzo przyjemne piwo, które dobrze zmrożone zadowoli każdego piwosza. Niestety podobnie do innych alkoholi w Turcji, i to jest dość drogie, ta mała buteleczka ze zdjęcie kosztowała około 25 zł... Z drugiej strony nie zapominajmy że Turcja to państwo Islamskie więc fakt że można tam napić się piwa nie dostać automatycznie kary chłosty czy więzienia to i tak bardzo dużo ;).
Kolejne piwo to Tuborg Gold.
Jakiś czas temu opisywałem już piwo tej marki w wersji świątecznej, obiecywałem wtedy spróbować również innych wersji - obietnicy dotrzymuję! Co ważne nie jest to to samo piwo co uprzednio tylko z inną etykietą. Wersja Gold to bardzo znana marka, szczególnie we wschodniej Europie i Skandynawii. Piwo jest bardzo przyjemne, goryczkowe, dobrze nagazowane a piana utrzymuje się dość długo i jest gęsta jak należy. W wersji butelkowej piwo wyposażone jest w nietypowy (jak na piwo) kapsel z zawleczką - zasada jak w naszych polskich Tymbarkach! Ciekawy patent, szczególnie kiedy spaceruje się po plaży o 23.00 ;).
Podsumowując oba piwa muszę przyznać że zostałem bardzo miło zaskoczony. W kraju w którym jeszcze 100 lat temu spożycie alkoholu było ciężkim grzechem, dzisiaj można skosztować bardzo dobrego piwa, i mimo iż są to marki pochodzące spoza Turcji zostały one znakomicie wkomponowane w klimat i smak Turcji. Dodatkowo fakt iż warzone są na miejscu sprawa iż wielu Turków uważa to za swój produkt narodowy. Z czystym sumieniem mogę polecić te piwa każdemu, ale zalecam wypić je na tureckiej plaży schłodzone do granic możliwości przy okazji obserwując zachód słońca... Mniam...
Moja subiektywna ocena (obu piw): 4,5/5
Poza wspomnianymi dobrociami Turcy spożywają także od czasu do czasu piwo. Dwa bodaj najbardziej popularne gatunki (przynajmniej w rejonie Istambułu) to Tuborg i Efes. Obie te marki to produkt importowy, ale samo piwo warzone jest w Turcji, i co najważniejsze, z całkiem dobrym efektem.
Zacznę od Efesa.
Piwo jest typowym przedstawicielem gatunku pilsów. kolor słomkowy, przyjemnie nagazowane. W smaku przypomina bardziej niemieckie pilsnery. Ogólnie bardzo przyjemne piwo, które dobrze zmrożone zadowoli każdego piwosza. Niestety podobnie do innych alkoholi w Turcji, i to jest dość drogie, ta mała buteleczka ze zdjęcie kosztowała około 25 zł... Z drugiej strony nie zapominajmy że Turcja to państwo Islamskie więc fakt że można tam napić się piwa nie dostać automatycznie kary chłosty czy więzienia to i tak bardzo dużo ;).
Kolejne piwo to Tuborg Gold.
Jakiś czas temu opisywałem już piwo tej marki w wersji świątecznej, obiecywałem wtedy spróbować również innych wersji - obietnicy dotrzymuję! Co ważne nie jest to to samo piwo co uprzednio tylko z inną etykietą. Wersja Gold to bardzo znana marka, szczególnie we wschodniej Europie i Skandynawii. Piwo jest bardzo przyjemne, goryczkowe, dobrze nagazowane a piana utrzymuje się dość długo i jest gęsta jak należy. W wersji butelkowej piwo wyposażone jest w nietypowy (jak na piwo) kapsel z zawleczką - zasada jak w naszych polskich Tymbarkach! Ciekawy patent, szczególnie kiedy spaceruje się po plaży o 23.00 ;).
Podsumowując oba piwa muszę przyznać że zostałem bardzo miło zaskoczony. W kraju w którym jeszcze 100 lat temu spożycie alkoholu było ciężkim grzechem, dzisiaj można skosztować bardzo dobrego piwa, i mimo iż są to marki pochodzące spoza Turcji zostały one znakomicie wkomponowane w klimat i smak Turcji. Dodatkowo fakt iż warzone są na miejscu sprawa iż wielu Turków uważa to za swój produkt narodowy. Z czystym sumieniem mogę polecić te piwa każdemu, ale zalecam wypić je na tureckiej plaży schłodzone do granic możliwości przy okazji obserwując zachód słońca... Mniam...
Moja subiektywna ocena (obu piw): 4,5/5
Subskrybuj:
Posty (Atom)